ZWALNIAM PRZESTRZEŃ: Moja historia
Ostatnie kilka miesięcy było dla mnie czasem przeskoków kwantowych i gwałtownych transformacji świadomości. Coraz łatwiej jest mi się zatrzymać, wziąć wdech i z uwagą podążyć z nim w głąb Siebie. Dopiero wtedy jestem w stanie WIDZIEĆ. Widzieć rzeczy takimi, jakimi są, czuć, być szczerą wobec Siebie, rozpoznać Prawdę. To WIDZENIE zastępuje samooszukiwanie, a samooszukiwanie to REGUŁA nieświadomego życia.
Śmierć mojego taty w sierpniu 2017 roku była dla mnie bardzo transcendentnym wydarzeniem. Od tego momentu poszczególne aspekty mojego życia zaczęły dopominać się uwagi, refleksji i przewartościowania. Pojawiła się we mnie niespotykana wcześniej gotowość na to, by każdy element składowy mojej tożsamości brać pod lupę i weryfikować pod kątem zgodności z moim sumieniem, z moim Sercem, w absolutnej szczerości ze Sobą.
Nastał czas gruntownych porządków, czy raczej czystek w przestrzeni, która jest moim Domem, moją Świątynią. Było co sprzątać. Kiedy udaję się w wewnętrznej wizji na wyższy plan, gdzie Forma nie przysłania Treści i widać wszystko czarno na białym, pokazuje mi się, że wciąż ok. 60% mojego życia stanowią rzeczy, z którymi moje Serce nie rezonuje. To wszystko jest do wyczyszczenia, a to oznacza, że ok 60% tego, z czego aktualnie składa się moje życie musi odpaść lub ulec zmianie i dopasować się do częstotliwości mojego Serca.
Kiedy pracuję z Klientami psychoterapii nad rozwojem świadomości i odzyskiwaniem Siebie, obserwuję, że przez 30, 40, 50 lat życia wielu ludziom udało się zabrnąć bardzo daleko w las. Stworzyli swoje życie, którego zdecydowaną większość stanowią rzeczy, z którymi ich Serce w ogóle nie rezonuje, które są ciężarem, nieustannym znoszeniem tego, co trudne, bo wbrew Sobie, wbrew temu, co przynosi Sercu Radość – w imię nieporuszonych nigdy przekonań, które wydają się nienaruszalne. Tak jest, bo tak być musi. Zbiorowa świadomość w społeczeństwie narzuca normy i zasady, które internalizujesz głęboko w pierwszych latach swojego życia (nazywamy to wychowanie, socjalizacją, przystosowaniem do życia w społeczeństwie). Efektem procesu socjalizacji jest powstanie GŁOSU, który rozbrzmiewa w Twojej głowie. On Ci mówi co ci wolno, a czego nie, co jest dla Ciebie możliwe, a do czego się w ogóle nie nadajesz, ale przede wszystkim mówi Ci co POWINIENEŚ i co MUSISZ.
Kiedy złapiesz się na tym, że starasz się gimnastykować, by sprostać temu, co POWINIENEŚ, że przymuszasz się na różne sposoby, by robić to, co MUSISZ lub kiedy odkryjesz, że surowo osądzasz siebie za to, że nie robisz tego, co POWINIENEŚ – np. jako dobry partner, rodzic, obywatel, człowiek… – miej od teraz świadomość, że wszelki wysiłek, opór, nieszczęście, które w związku z tym odczuwasz, jest naturalną reakcją Twojego Serca na to, że próbujesz coś robić wbrew Sobie, wbrew Twojemu Wewnętrznemu Przewodnictwu, czyli zmierzasz jeszcze dalej na manowce. Bo ten zinternalizowany GŁOS, który przemawia poprzez Twoje myśli (wszystkie, bez wyjątku), który wydaje się być Twój, jest w istocie tym, co przesłania Ciebie Prawdziwego. Kiedy wierzysz we wszystkie „powinienem”, „nie powinienem” i „muszę”, automatycznie utożsamiasz się z umysłem, a więc ze sztucznym tworem, powstałym w taki oto sposób:
JAK POWSTAJE UMYSŁ:
Jako niemowlę, jeszcze w brzuchu mamy, byłeś czystą świadomością, tabula rasa, do tego ufną, niewinną i chłonną jak gąbka. Słyszałeś wokół siebie wiele głosów, odbierałeś różne uczucia z otoczenia – tak powstawały zapisy, z których powstałeś pseudo-ty, a więc tożsamość, z którą się bezwiednie identyfikujesz w poczuciu: tym jestem. Oczywiście teraz możesz zobaczyć, że to wszystko, czym wydaje Ci się, że jesteś to czyjeś głosy, zakazy, nakazy, przekonania itp. I, UWAGA!, pod umysłem, pod tożsamością, pod tym wszystkim, co przyjęte z zewnątrz i uwierzeniem, że to jesteś ty, znajdujesz się Prawdziwy Ty. TY TAM JESTEŚ nawet, jeśli nigdy Siebie nie poznałeś (a polecam, bo to najwspanialsza istota, jaką kiedykolwiek spotkasz)! To całkowicie normalne, że dopóki utożsamiasz się z głosem umysłu, to, o czym teraz czytasz brzmi jak abstrakt. Zauważ jednak, że dopóki jesteś uwięziony w tej perspektywie (że jesteś tym, czym myślisz, że jesteś) w Twoim życiu nie ma Głębi, Magii, ponadczasowego Sensu i Celu. Wszystkie cele, jakie widzisz dotyczą tylko tego, ziemskiego życia (mieć, osiągnąć) – to tylko zapisy na Twojej tabula rasa, a więc cele ego, kruchej istoty, która umiera wraz ze śmiercią fizycznego ciała. Niby przemierzasz swoje życie, a tak, jakby wszystko stało w miejscu. Dom – praca – dom – urlop –praca… Opór wobec tego, co jest (zawsze chcesz, żeby było inaczej), ciągle przeżywane dramaty i emocje, które wciągają jak wir. Ciągle czegoś szukasz, ciągle czujesz brak, na pewno nie nazwałbyś siebie spełnioną istotą, która spoczęła z absolutnym spokojem w sercu. Twoje oczy skierowane są na zewnątrz i przez to jesteś jak ślepy, zahipnotyzowany, pogrążony w nieświadomości, czyli w niepoczytalności, bo mimo 30, 40, 50, 90 lat życia na tym świecie – nie poznałeś Siebie.
Jak to się stało, że moi Klienci, ja i Ty, drogi Czytelniku, zabrnęliśmy tak daleko w las?
W czasach, kiedy byliśmy dziećmi, Głos Serca w znakomitej większości przypadków, pozostawał w sprzeczności z tym, co mieściło się w normach społecznych. Tzw. wychowanie polegało głównie na tym, żeby wpoić pewne zachowania, reakcje, preferencje, przekonania itp. i przykryć nimi nasze naturalne odruchy. Chociażby naturalna ciągota do chodzenia boso – ile razy słyszałeś od rodziców czy opiekunów: Ubierz kapcie! A przecież chodzenie boso nie tylko wzmacnia naszą odporność, pozwala na usuwanie toksyn z organizmu, ale też kontaktuje nas z Matką Ziemią i daje dostęp do ogromnej mocy. Mądrość małego człowieka jest ogromna, bo niczym nieskrępowana, nieprzesłonięta. On naturalnie podąża za Swoim Sercem. Tak naprawdę to od dzieci możemy się najwięcej nauczyć o tym, co dla nas dobre i zdrowe. Jednakże buta umysłu-ego, który zawsze MUSI mieć rację, spowodowała, że zamiast wspierać te małe istoty w Byciu Tym, Kim Są, odbiera im się wszelką godność twierdząc, że trzeba ich stworzyć od nowa (wychować, ukształtować, zsocjalizować). Nakazami, reprymendami, za pomocą systemu nagród i kar, wychowawcy tworzą głośny głos w głowie dziecka, który całkowicie zagłusza cichy Głos Serca.
Kiedy pracuję z wewnętrznymi postaciami moich Klientów, każdy głos z głowy można zwykle przypisać do konkretnej, bliskiej im w dzieciństwie osoby: Klient dosłownie widzi np. swoją mamę lub babcię powtarzającą to, co uporczywie rozbrzmiewa w jego głowie (np. to ci się nie uda, nie wolno marnować jedzenia, na szacunek trzeba sobie zasłużyć itd.).
A jesteśmy istotą, której Istotą, rdzeniem, sednem i sensem istnienia jest SERCE. Bez serca nie żyjesz – fizycznie i poza fizycznością. A to oznacza aż tyle, że im bardziej oddalasz się od Swojego Serca (tego, co ono szepcze, do czego woła), tym bardziej… BOLI!
Ten ból to cały ciężar, jaki odczuwasz w związku z każdym aspektem życia, jaki dla siebie wybrałeś. To każda przeszkoda, każde „pod górkę”, każde wyrzeczenie na Twojej drodze. To każda katastrofa, niepowodzenie, szpila wbijana przez „życie”. To wszyscy ludzie wokół Ciebie, z którymi się źle czujesz, a których MUSISZ znosić. To każda chandra, każdy spadek formy, depresja, choroba. To wreszcie starzenie, zgrzybjenie, frustracja, agresja i śmierć.
Cóż pozostaje, kiedy boli? Wytrwali zaciskają zęby, pchają z całej siły i walczą z wiatrakami, nie posuwając się przy tym ani o krok do przodu. Biorą tabletki przeciwbólowe i antydepresyjne. Za wszelką cenę starają się zmienić, by sprostać oczekiwaniom na własny temat (głos z głowy). W końcu padają bez sił.
Inni, którzy są mniej oporni na ból, mniej uparci i mniej zdeterminowani, aby utrzymać status quo (to najczęściej Ci, którym nie udało się wypracować świetnie funkcjonującej Maski), postanawiają zrobić coś z tym bólem. Ta decyzja, podjęta na głębokim poziomie otwiera Wrota Poznania. Od tej chwili stopniowo dostają odpowiedzi na wszystkie swoje pytania, trafiają na teksty takie, jak ten, spotykają odpowiednich ludzi i znajdują się w odpowiednich miejscach. Odtąd wszystko wspiera ich w dokonywaniu samopoznania. Ich życie, czy ściślej rzecz ujmując, sytuacja życiowa, zaczyna się zmieniać, przeobrażać w kierunku szczęścia, harmonii i spełnienia.
I tu zmierzam do punktu, w którym aktualnie jestem. W ostatnim czasie poświęciłam szczególnie dużo uwagi Swojemu Sercu. Podsuwałam mu pod nos rzecz po rzeczy, aspekt po aspekcie tego, czym aktualnie jest wypełnione moje życie. I sprawdzałam co ono na to. Pytałam wprost: Czy to Cię raduje? Czy to kochasz? I wiecie co? Okazało się, że większość mojego życia stanowią rzeczy, których Serce nie pragnie, które sprawiają BÓL.
Jedną z tych rzeczy była moja firma, którą prowadzę od 2014 roku i która ma się świetnie (zapewnia mi bardzo dobre zarobki, jest już na tyle znana, że klientów nie brakuje). To działalność skierowana do koniarzy. Prowadzę kursy i warsztaty pod hasłem „Bądź świadomym właścicielem swojego konia” i mimo, iż założenie i cel bardzo w zgodzie ze mną, to cała reszta nie. Kursy kopytowe, które prowadzę, mają na celu wyedukowanie właścicieli koni w kwestii kopyt i naukę praktycznego strugania koni, które są oczywiście, w znakomitej większości, wykorzystywane do celów rekreacyjnych (rekreacji doświadcza człowiek, bo koń z pewnością nie). Te kursy przy okazji skupiają ludzi o zdecydowanie odmiennym podejściu do koni niż to, które czuję w Sercu. Niedawno zdałam sobie sprawę, że aby dosiadać konia i traktować go tak, jak konie są powszechnie traktowane (niby nie ma w tym nic złego), trzeba w pewnym stopniu odciąć się od swojego sumienia, zanegować część siebie, która domaga się traktowania każdej żywej istoty z absolutnym szacunkiem. To przejawia się w dawaniu koniowi wolnego wyboru: chcesz teraz ze mną pracować? Chcesz w ogóle ze mną pracować? Chcesz przebywać w moim towarzystwie, robić rzeczy, które robimy? W ogromnej większości podejście jest jednak takie: JA mówię kiedy będziemy pracować, JA mówię co i jak długo robimy, JA decyduję o wszystkim za ciebie. Klasyczne podejścia wykorzystują do tego patenty i siłę, natural horsemanship manipulację psychiczną i warunkowanie. Bez względu na metody, dla mnie jest to zniewalanie drugiej istoty, odebranie jej prawa bycia równorzędną istotą, a zatem brak dla niej poszanowania.
Nie jestem w stanie dłużej znosić tego w swojej bajce, w swojej świętej Przestrzeni, którą jest wypełnione moje życie. I na szczęście nie muszę, dlatego, że NIC NIE MUSZĘ. Mimo, że ból nie przybrał jeszcze dużych rozmiarów, takich, kiedy staje się to nie do wytrzymania i trzeba natychmiast coś zrobić, postanowiłam, że z miłości do Siebie oczyszczę tę Przestrzeń z tego, co z nią nie rezonuje.
Od mniej więcej dwóch lat na moich końskich kursach za każdym razem spotykałam 1-2 osoby o wysokiej świadomości, wysoko wibrujące, takie, które poznały Prawdę. Bardzo mnie to cieszyło i powtarzałam sobie: to piękny przejaw mojej aktualnej świadomości. I nagle dotarło do mnie, że to ja, na własne życzenie, utrzymuję takie stosunki świadomości-nieświadomości w moim życiu. 2 osoby na 10, to daje 20% Światła i 80% ciemności, niewygody, niskich wibracji. I wtedy przyszło do mnie hasło byłego, przez niektórych wyśmiewanego za swoje słownictwo, prezydenta Polski: TYMI RENCAMI!! Powtarzam je teraz na co drugiej sesji.
Proporcje świadomości w odniesieniu do koniarzy już znacie, jeśli natomiast chodzi o sesje i warsztaty rozwojowe, które prowadzę – tu spotykam ok. 90% takiej energii, jaką moje serce kocha i do której się wyrywa. I to taką energię chcę zapraszać do mojego życia, do mojej Przestrzeni.
Tak w krótkim czasie dojrzała we mnie decyzja do tego, by zakończyć moją działalność jako Koncept DORAD i skupić się na tym, o czym woła do mnie Serce. Przypomniały mi się te wszystkie osoby, które podczas sesji opowiadały o pracy, której nie znoszą, ale która daje im poczucie bezpieczeństwa. Ja, pozornie mając pracę marzeń, doświadczałam tego samego – trzymałam się czegoś, czego nie znoszę dlatego, że dawało mi to poczucie bezpieczeństwa i, być może, poczynienia dużej inwestycji, która się rozwija. Zdałam sobie sprawę, że mam do puszczenia dokładnie to samo, co one. No i puściłam w bezgranicznym Zaufaniu. Natychmiast poczułam ulgę i zobaczyłam w wewnętrznej wizji jako poszerza się moja przestrzeń robiąc miejsce na to, co teraz zapraszam. Na jej straży stoi Strażnik, który ma jasne wytyczne. Albo rezonuje, albo nie. To, co miłe Prawdzie zapraszam z otwartymi ramionami i witam z najwyższą radością. A wszystkiemu temu, o czym Serce mówi „to nie to!” świadomie odmawiam wstępu. Robię to z szacunku do Siebie i dlatego, że kiedy już poznałam Prawdę, każda inna decyzja byłaby niepoczytalna.
Niniejszym akapitem kończę dzisiejszy tekst, który miał być zwieńczeniem mojej działalności biznesowej oraz przykładem i inspiracją dla tych z Was, którym temat jest bliski lub jesteście w podobnej sytuacji, z podobnym dylematem życiowym. Jeśli zastanawiasz się co robić, pamiętaj o jednym: BEZ SERCA ŻYCIE JEST NIEMOŻLIWE.
Z miłością