„Na złość mamie odmrożę sobie uszy” – CZY DUMA JEST ZŁA?

CZY DUMA JEST ZŁA?

To pytanie padło ostatnio na mojej fejsbukowej grupie i postanowiłam na nie odpisać szerszym tekstem.

Kiedy mam do czynienia z powszechnie używanym słowem i dochodzi do konfliktu – zawsze w pierwszej kolejności przyglądam się definicji, czyli co mam na myśli pod pojęciem „duma”.

Duma jest w tym tekście ludzką postawą, która charakteryzuje się tak silnym przywiązaniem do własnej racji, że gdy w konfrontacji z prawdą ta racja okazuje się nieprawdziwa, człowiek jej nie porzuca. To duma jest prowodyrem krzywd i okrucieństw, jakie człowiek jest zdolny wyrządzić drugiemu. W obawie przed demaskacją prawdy o braku racji, w którą człowiek zainwestował cały swój wizerunek – stosuje takie narzędzia, jak: zastraszanie, ucieczka, odwracanie uwagi od istoty tematu, przekierowywanie uwagi, krzyk i słowna agresja, obrażanie się etc. Innymi słowy, wszelkie formy manipulacji, które – jeśli ich sam z siebie nie widzisz – możesz je z łatwością poznać po tym, że w niewinnej sytuacji, gdzie prawda wydaje ci się oczywista, ktoś reaguje nieadekwatnie, zbija cię z piedestału, nagle czujesz się przy kimś źle, czujesz dyskomfort i mimo prób wyjaśnienia – nie otrzymujesz zadośćuczynienia, a jedynie jeszcze więcej dyskomfortu. Czujesz się niezrozumiany i zupełnie sam. To właśnie chwila, w której doszło do starcia z czyjąś dumą. Już nawet nie masz wówczas do czynienia żywym, empatycznym i wrażliwym człowiekiem, tylko z kimś, kto zrobi dosłownie wszystko, by obronić swoją „rację”. Ała.

Po drugie, kwestia dobra i zła – w moim rozumieniu i tylko tak się nimi posługuję – słowa te opisują bezpośredni wpływ danej rzeczy na JA – bez filozofowania! Powstrzymanie się od filozofowania jest tu kluczowe, bo kiedy zamiast skupić się na sobie, odpływasz w meandry hipotez, domysłów i ciągów logicznego rozumowania, trafiasz wprost w pułapkę umysłu, który – kiedy przebywasz w jego krainie, w tym wypadku rozmyślasz i snujesz historie – może wmówić ci wszystko, a ty uznasz to za prawdę. I tak się dzieje praktycznie non stop w ludzkim doświadczeniu, gdy człowiek bardziej ufa własnym myślom, niż rzeczywistości, która TU I TERAZ łatwo zweryfikowałaby każdą „prawdę” zawartą w myślach.

Człowiek w obawie przed własną pomyłką woli nie weryfikować, a zamiast tego snuć coraz bardziej agresywne argumenty na rzecz tezy, którą przyjął. Zapędza się w kozi róg, w którym cierpi sam. Tu obawa przed popełnieniem błędu, zbłaźnieniem się, koniecznością przyznania racji – zwłaszcza komuś, kto w jego oczach nie jest wart szacunku, kto w jego wewnętrznej hierarchii, będącej efektem fałszywej wiary w swoją gorszość, znanej pod nazwą „niskie poczucie własnej wartości”, pozostaje niżej, albo odwrotnie – wyżej i dlatego nie chce mu jeszcze dokładać wielkości, przyznać racji, uwolnić się od fałszu, któremu zawsze towarzyszy dyskomfort, cierpienie i spięcie.

To, co dobre – jest w moim tu rozumieniu tym, co przynosi Tobie ulgę, rozwiązanie, spełnienie jako prawdziwe wewnętrzne rozluźnienie i poczucie: wszystko jest w porządku.

To, co złe – jest tym, co zatrzymuje energię, jak powietrze zatrzymane na wdechu. Powoduje ścisk, złość, rozkminy. Jest jak chowanie urazy, przeciwieństwo ulgi. Czasem wiąże się z zamiataniem czegoś pod dywan przy jednoczesnym poczuciu, że w powietrzu wisi siekiera. Odwracanie wzroku nic tu nie da i nawet czas, który zaciera pamięć zdarzeń, nie jest zdolny zaprowadzić prawdziwego rozwiązania, kiedy nie dokonało się ono w świadomości. Wiemy o tym z tak wielu przykładów przechowanych nawet przez całe pokolenia konfliktów, które znajdują dopiero wyraz podczas Pracy w Polu albo pracy z Wewnętrznym Dzieckiem.

To, czy coś jest dobre czy złe może być poddawane ocenie z różnych innych punktów widzenia, ale żeby nie komplikować sprawy – ponieważ ufam, że tak jak dla mnie najważniejsza jest praktyczna skuteczność we własnym życiu, tak i moi Czytelnicy i Klienci, którzy naprawdę chcą się uwolnić – nie zechcą dryfować po wielkich wodach rozmyślań i koncepcji i sprowadzą siebie na właściwy obranemu celowi kurs.

Zła duma jest autodestrukcyjna. Jej efekty to ból, cierpienie, samotność i choroba. Doskonale obrazuje ją powiedzenie „Na złość mamie odmrożę sobie uszy”. Odmrożenie nie tylko nie jest niczym przyjemnym, ale można w jego konsekwencji stracić ucho. Dla dumy, której towarzyszy zawsze intensywny wystrzał emocjonalny – ponieważ stan dumy nie jest stanem trzeźwości, przytomności i spokoju, jest stanem buzujących myśli i emocji, w takim właśnie stanie dochodzi do morderstw w afekcie albo zniszczeń, których się potem żałuje (np. rozbite talerze w złości na męża) – poświęcenie ucha jest niczym. Dumny człowiek może skazać siebie na życie w nędzy, bez niczyjej pomocy, nie sięgać po najprostsze rozwiązania, nie jest zdolny podążać za lekkością, przez co żyje mu się ciężko. Na własne życzenie. I jest z tego dumny. Choć cierpi.
Ale woli cierpieć, niż poprosić o pomoc albo oddać komuś rację.
Najbardziej boi się podkulić ogon i słów „A nie mówiłam”.
Zachowanie dumy skazuje na brak szczęścia, ulgi i ostatecznego spełnienia.
Zachowując dumę wyrzekasz się końca cierpienia.
Jesteś jak gollum, któremu wystarcza jego preszys i jest do niego tak mocno przywiązany, że nawet nie zauważył jaką cenę płaci za zachowanie swego skarbu.
To jest właśnie pułapka dumy.

Dobra duma.
Dumą można nazwać też inną postawę wewnętrzną, która nie ma nic wspólnego z tą destrukcyjną i pełną ścisku. Wręcz jest jej przeciwieństwem, i choć nazywana tak samo, u jej podstawy leży nie przywiązanie, a rozwiązanie, czy też odwiązanie. Odwiązanie od postawy, którą przyjęło się w życiu, która została człowiekowi wpojona z wychowaniem i przemycona w wartościach społecznych. Postawa wbijana do głowy prośbą, groźbą, karą, szantażem emocjonalnym i przemocą. Postawa wyjściowa, która jest przyczyną ludzkiego cierpienia, która każe znosić dyskomforty, poświęcać siebie, pochylać głowę przed katem i zamiast chronić wolność, nakazuje ją oddać w imię jakiejś wywyższonej retoryką wartości. Można by o tym książki pisać, ale w tym momencie po prostu odsyłam cię do moich, już napisanych. Tymczasem ja dobijam do brzegu.

To właśnie miłość do siebie bywa nazywana „dumą” – co ma odwieźć cię od aktów tejże miłości, bo sam się skarcisz, że to duma i że ty nie chcesz być dumny. Miłość do siebie, która przyjmuje postać nie zgadzania się na poniżanie, na szantaż emocjonalny, na robienie tego, czego oczekuje od ciebie najbliższe otoczenie albo czego sam oczekujesz od siebie – jeśli jest to coś, czego nie zrobiłbyś sam, z własnej woli, za darmo, bezinteresownie i z radosną ekscytacją, jak inne rzeczy, których chcesz i które kochasz, bywa nazywana dumą tylko po to, żebyś nie ważył się kochać. Jeśli w miłości do siebie upatrujesz dumę, wówczas nawet, jeśli nie będziesz mógł się oprzeć temu, by o siebie nie zadbać, a twoje otoczenie będzie cię za to emocjonalnie karać – paradoksalnie nie będziesz wolny, szczęśliwy i spełniony. Bowiem to nie o samo zachowanie chodzi, a o zaufanie, że to, że wybieram siebie jest dobre. Dla ciebie i dla całego świata, zwłaszcza wtedy, gdy świat zdaje się cierpieć z powodu twojego wyboru. Na tym polega szantaż emocjonalny i manipulacja.

W wyborze prawdy z pełnym do niej zaufaniem wszyscy ostatecznie dostają coś, czego najbardziej w danym momencie potrzebują dla własnego uwolnienia z cierpienia. I nawet nie próbuj interpretować i analizować poszczególnych sytuacji, bo rzeczy w swej istocie często nie są tym, czym wydają się być.

Poznasz prawdę i ona cię wyzwoli.
Nie zrozumiesz i nie podporządkujesz sobie rzeczywistości według znaczeń, jakie jej nadasz.
Ona jest jedyną odpowiedzią.
Poznasz Ją po uldze.

Z miłością
Dominika

1 Comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *