VIDERE VERUM – co się NAPRAWDĘ działo na festiwalu?

Mniej więcej dziesięć lat temu kiedy dostałam moją pierwszą (i jedyną) pracę w firmie PR-owo-eventowej, polecono mi napisać relację z eventu firmowego, w którym uczestniczyłam. Świetnie się na nim bawiłam, więc moja relacja była szczera, pełna szczegółów, które wydały mi się warte zapamiętania, opisująca żywo ludzi i zdarzenia tamtego wieczoru. Po prostu napisałam prawdę, która wydawała mi się tak piękna i atrakcyjna, że z podnieceniem czekałam na opinię szefa – byłam pewna, że mu się spodoba.

Zamiast przyjęcia dostałam awanturę, złość, kary emocjonalne i informację, że zrobiłam coś bardzo złego i nie do przyjęcia. Szef dosłownie czerwieniał na twarzy ze złości, a jego gabinet trząsł się w posadach. Wyleciałam z niego z hukiem, odebrano mi temat i kazano pisać posty na forach internetowych zachwalające wełniane kołdry, podszywając się pod różnych użytkowników i każdorazowo zmieniając numer IP komputera.
Właściwie teraz jak o tym myślę to praca w tej firmie i zajmowanie się takim PR-em, w którym jest tyle fałszu, ściemy i manipulacji, a prawda jest zakazana – to była jedna z moich największych traum.

Potem recenzję z eventu napisał mój kolega z biura i była bardzo poprawna: było cudownie, wszyscy bawili się świetnie, każdy wrócił do domu zadowolony. Nudna jak flaki z olejem i można było ją podstawić pod wszystko. Zupełnie nie rozumiałam po co zaśmiecać internet takimi pustymi informacjami – ale szef był zachwycony i kolegę awansował. A ja zostałam zdegradowana i tak zostało już do końca.

Nie jestem tu po to, żeby produkować kolejne ściemy i nic nie wnoszące historie w stylu: było wspaniale, jesteście cudowni, dziękuję pięknym ludziom, do zobaczenia za rok.
Obiecuję Wam, że nie będę uprawiać PR-u, chyba, że prawda będzie spełniać taką funkcję. A ponieważ moja ukochana prawda jest niereformowalna, nie mieszcząca się w konwenansach, mająca gdzieś zasady etyki, etykietę i wszelką poprawność – jest po prostu WOLNA – może być dobrym PR-em albo czarnym PR-em. Nie jest dla mnie ważne w jakim świetle mnie stawia ani co sobie o niej pomyślisz – dla mnie liczy się tylko to, że jest prawdziwa.

To będzie bardzo wnikliwa relacja, w której pokażę czarno na białym z czym mieliśmy do czynienia, jaką fabułę eventu zafundowała rzeczywistość, co się TAK NAPRAWDĘ wydarzyło podczas Videre Verum 2021, jak wyglądała dynamika grupy, a także ubiorę w postać to, co pozostawało ukryte dla oczu ciała, ale co każdy bez wyjątku uczestnik owego kameralnego, bo nieco ponad 20 osobowego festiwalu, mógł i widział wewnętrznym okiem, czyli po prostu czuł.

Mam potrzebę opisania niewidzialnego z kilku powodów:

Po pierwsze, ponieważ TO BYŁO, to choć ukryte, oddziaływało na każdego z obecnych. Jeśli nie masz zaufania do siebie, zamiast pozwolić sobie TO zobaczyć i uznać, że jest, będziesz kierował ostrze w swoją stronę i zastanawiał się co z tobą jest nie tak, dlaczego wszyscy bawili się świetnie, a tylko ty czułeś się nieswojo. Chcę, żebyś zobaczył na własne oczy, że z tobą wszystko było w porządku i nie dawał się wkręcić Sabotażyście. Wszyscy widzieliśmy tego samego słonia i nie ma potrzeby dłużej zaprzeczać. Zaprzeczając chronisz fałsz i przedłużasz cierpienie wszystkich, którzy wątpią, bo nikt nie dostaje potwierdzenia tego, co czuje. Izolacja jest środowiskiem naturalnym fałszu. A Prawda JEST – niezależnie czy ukryta czy na wierzchu.

Po drugie, chroniąc fałsz przedłużałabym jego trwanie. A ja „walczę” po stronie światła i nawet, jeśli pierdolamento będzie do mnie mówiło o tym, że słowo „walka” nie jest fortunne na tym poziomie świadomości – mam to gdzieś. Oddając się w całości Temu, co Prawdziwe, nie zamierzam pozostawiać jakichkolwiek złudzeń swoim milczeniem, które oznaczałoby, że nie widzę (czyli, że tylko ty widzisz, czyli, że ci się wydaje), albo że TEGO nie ma (a ponieważ jest i ty to widzisz, znów raczej pomyślisz, że jesteś szalony lub przewrażliwiony, niż, zaufasz Sobie).

Po trzecie, mój festiwal nazywa się Videre Verum, czyli „widzieć Prawdę”. I mimo, że fizycznie się skończył i wszyscy rozjechali się do domów, to na wierzchu pozostał fałszywy obraz, którego nikt nie miał odwagi zdementować. Cały dzisiejszy dzień pracowałam nad upewnianiem się, że i mnie się nie wydaje i że pomimo bólu, wstydu i innych zabiegów, które miały sprawić, że Prawda nie wybrzmi na głos – dla mnie dopiero teraz ten Festiwal domknął się.
Pamiętaj, że tylko po uldze poznajesz Prawdę.
Jeśli TY nie czujesz ulgi – nikt jej nie czuje, a pozorne i będące na wierzchu „wszystko jest okej” to mistyfikacja.
Obawiam się, że większość uczestników, niezależnie od tego, co sobie wmawia i co zostało im zasugerowane – nie czuje ulgi, ale im mniej ufasz sobie, tym bardziej uderzające w ciebie wyjaśnienie na to znajdziesz w swojej głowie.

Po czwarte, chcę Wam to dać.
Chcę dać Wam Prawdę.
I niech to będzie symboliczne ostrzeżenie dla fałszu, który będzie próbował się wedrzeć i pozostać niezauważony. WIDZĘ CIĘ. Tylko czasem chcę się przespać, zanim zrobię z tobą porządek i znajdziesz się tam, gdzie twoje miejsce: w świetle.

Nie wiem czy ktoś kiedyś zdobył się na to, żeby tak po prostu zdemaskować coś, co bardzo nie chce być zdemaskowane.
I nie wiem czy ten tekst może być interesujący dla kogokolwiek, kto nie uczestniczył w pierwszej edycji (a być może jedynej) Festiwalu Videre Verum 2021.
Nie wiem, ale czuję, że warto.

***

Festiwal był mały, kameralny, jak większa grupa warsztatowa.
W grupie ludzi o czystych intencjach, chcących po prostu uczestniczyć w festiwalu, bez żadnego ukrytego celu (większość) – pojawiło się trzech sabotażystów.
Działali razem, ramię w ramię, choć wydawali się pozostawać osobno i każdy na własną rękę.
Byli różni od siebie, rozproszeni, próbujący wmieszać się w tłum, co było trudne, biorąc pod uwagę liczebność grupy i moje bystre oko oraz kilka innych oczu, widzących prawdę i ufających sobie (uff, dziękuję za Was, którzy nie czujecie skrępowania Prawdą, nie wstydzicie się Jej i nie boicie do Niej przyznać – to świadectwo rzeczywistego miejsca na „mapie” poziomów świadomości).
Trio sabotażystów nie miało przywódcy czy jednej osoby, która skupiałaby na sobie uwagę, dlatego nie łatwo byłoby wskazać palcem kogoś „odpowiedzialnego” za ten chaos, który, wydawałoby się, skutecznie został zaprowadzony i przeszedłby do historii jako prawda, gdyby nie ten tekst. Jestem pewna, że mimo, iż dwójkę sabotażystów dość łatwo było rozpoznać, trzeciego z całą pewnością niewielu uczestników przyuważyło.
Ponieważ grupa liczyła dwadzieścia kilka osób, sabotażyści naturalnie zajęli się szukaniem popleczników. Najlepiej znaczących i głośnych – bowiem o to w tym wszystkim chodzi – żeby zagłuszyć prawdę, żeby fałsz był tym, co każdy zapamięta, żeby było go pełno, był obecny, żeby sprawiał wrażenie jedynej rzeczywistości, choć w istocie przykrywa rzeczywistość.

Wszystkich, którzy poczuli się przez chwilę przyjęci przez tych, o których mowa – przynajmniej na pokaz – muszę was zmartwić: zostaliście użyci. Wykorzystani do tego, do czego aktualnie byliście potrzebni. I może jeszcze w przyszłości będziecie. Nie spodziewajcie się głębi ani prawdziwego przyjęcia – bowiem te może dać wam tylko Prawda – a tu był wykalkulowany interes.

Narzędzia, jakimi posługiwali się nasi sabotażyści to:
– bycie głośno – miałeś wrażenie, że wszyscy tak widzą, myślą, że cała grupa to czy tamto. W istocie to tylko trzy osoby – i choć prawie na pewno nie zorientowałeś się, że tak to wygląda, to kiedy przywołasz konkretne persony – zobaczysz, że mam rację.

– Szczególne udzielanie się wtedy, kiedy w pobliżu nie było prawdy, czyli mnie i pozostałych terapeutek intuicyjnych – bowiem wtedy cały fałsz musiałby zostać zdemaskowany.

– Powtarzanie na głos i często pewnych „faktów” o rzeczywistości, które wcale nie było zgodne z prawdą, czyli z subiektywnym odbiorem każdego z obecnych – po to, żeby ludzie, którzy nie ufają sobie, uznali to, co czują za błędne i zamiast tego przyjęli do zapamiętania tę wersję rzeczywistości, która zostaje zasugerowana czy wręcz podana na tacy. W ten sposób coś, co jest bolesne może zostać zapamiętane jako fantastyczne i natychmiast pojawia się widzenie problemu w sobie – bo przecież nie w wersji rzeczywistości, którą „wszyscy” podzielają.

– Sabotowanie, degradowanie mnie – bo jestem i zawsze będę dla tej „operacji” największym zagrożeniem, subtelne próby manipulacji tymi uczestnikami, którzy wątpią w siebie i którym zależy na głaskach, tworzenie sztucznej przestrzeni i sztuczność w ogóle. Nie wiem czy choć jedna z osób uczestniczących w tym wydarzeniu nie wyczuła fałszu, nawet jeśli chwilę później zaprzeczyła temu, co czuje na rzecz tego, co widzi oczami ciała.

Na koniec jeszcze dodam, że ja osobiście zostałam potraktowana z wielką nienawiścią, która była jak śrubokręt ubrany w ładne słowa i wbity między żebra. Bez powodu i nawet nie mogłam temu zaprzeczyć. Znam tę energię – to energia zazdrości, fałszu, przenoszonego skrzywdzenia, które musi znaleźć ujście i znajduje kozła ofiarnego. Ale już od dawna nie zajmuję się zastanawianiem się nad tym, dlaczego sprawca to robi i dlaczego ja. Jedyne, co mogę zrobić tym razem inaczej – to nie przemilczeć.

Dziękuję Wam wszystkim za udział w tym totalnie niezwykłym wydarzeniu.
Tak naprawdę dzięki Bogu.
Pierwszego dnia przy ognisku rzuciłam intencję: niech fałsz odpada – i odpadł tak grubo, że zamiast sprzątać gruzowisko, łatwiej będzie znaleźć inną przestrzeń.
Kochani, Aj lov ju i bez Was by tego nie było!

Dzięki, że mogę TO robić!

WOLNA.

PS. Pierwsza partia zdjęć z wydarzenia jest już na moim Facebooku.

1 Comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *